Niedzielne popołudnie w Bełchatowie: motocyklista pod wpływem alkoholu spowodował kolizję i uciekł

W niedzielę, w niewielkim mieście Bełchatów, doszło do groźnego incydentu na jednej z lokalnych ulic. Kierowca motoroweru zderzył się z samochodem jadącym przed nim i natychmiast po tym zdarzeniu podjął próbę ucieczki. Co ciekawe, pościg za nim rozpoczął nie kto inny jak policjant, który akurat kończył swoją służbę. Po chwilowej pogoni, na miejscu zdarzenia pojawił się patrol policji.

Jak powiedziała Iwona Kaszewska, rzecznik prasowy Policji w Bełchatowie, funkcjonariusz pełniący codzienną służbę w Oddziale Prewencji Policji w Łodzi zatrzymał się swym volkswagenem przed przejściem dla pieszych, aby umożliwić przejście osobie przechodzącej przez pasy. W tym momencie poczuł uderzenie w tylną część swojego samochodu. Okazało się, że w jego volkswagena uderzył motorowerzysta, który nie zachował bezpiecznej odległości i nie zdążył wyhamować. Policjant natychmiast udzielił pomocy mężczyźnie, który upadł na jezdnię.

W trakcie udzielania pomocy, policjant zauważył, że kierowca motoroweru wydaje się być pod wpływem alkoholu. Gdy poinformował mężczyznę o wezwaniu patrolu policji, ten podjął próbę ucieczki. Na szczęście, funkcjonariusz w wolnym czasie natychmiast podjął pościg za uciekinierem pieszo – relacjonuje rzecznik prasowy.

Kiedy po kilkudziesięciu metrach udało się zatrzymać motorowerzystę, okazało się, że jest agresywny i próbuje się wydostać. Wtedy na pomoc ruszył świadek całego zdarzenia, który wspólnie z policjantem obezwładnił pijanego mężczyznę.

– Kierowca motoroweru to 40-letni mieszkaniec powiatu bełchatowskiego. Miał niemal dwa promile alkoholu w swoim organizmie. Tłumaczył swoje działania strachem przed konsekwencjami – mówi Iwona Kaszewska. – Dodatkowo, okazało się po sprawdzeniu w bazach policyjnych, że mężczyzna posiada czterokrotny zakaz prowadzenia wszelkich pojazdów mechanicznych. Jego pojazd również nie był ubezpieczony i nie przeszedł obowiązkowych badań technicznych.

Teraz sprawą kierowcy motoroweru zajmie się sąd. Grozi mu do pięciu lat pozbawienia wolności, a ze względu na recydywę, kara może być jeszcze surowsza. Odpowie również przed sądem za spowodowanie zagrożenia w ruchu drogowym.