Nad wodą niejednokrotnie dochodzi do niebezpiecznych sytuacji. Jeżeli widzimy coś niepokojącego, trzeba oczywiście odpowiedzialnie reagować. Z drugiej strony ostatnio doszło do czegoś absurdalnego.
Co się działo w Strykowie?
W ostatnią niedzielę (24 lipca) nad zalewem w Strykowie mieliśmy akcję, która pewnie będzie wspominana jeszcze długo. Od wczesnych godzin porannych zastępy straży z całego województwa poszukiwały topielca.
Akcja miała związek z wędkarzami, którzy pojawili się nad zalewem w nocy i zobaczyli sprzęt, po który przez dłuższy czas nikt się nie zgłaszał. Całodniowe poszukiwanie nie przyniosło jednak efektu – sprawdzono całe dno zbiornika, ale ciała nie było. Można też powiedzieć, że w ten sposób sprawa trafiła do funkcjonariuszy policji.
Mogło wydawać się, że doszło do czegoś strasznego, ale nic bardziej mylnego. Okazało się, że sprzęt należy do mężczyzny, którego dzień wcześniej poproszono o opuszczenie terenu zbiornika. Prośba ta wynikała z tego, że mężczyzna ten znajdował się pod wpływem alkoholu. Warte odnotowania jest też to, że nie doszło do żadnych napięć, ale niektóre rzeczy pozostały przy zbiorniku.
Jak to ocenić?
Wydaje się, że za nami sytuacja, którą niezwykle trudno ocenić. Nie można lekceważyć niebezpiecznych sygnałów, ale w opisanym przypadku mieliśmy bezpodstawne wezwanie. Warte podkreślenia jest też to, że akcja kosztowała około 6200 złotych i pieniądze te pokryje budżet państwa (bezpodstawne wezwanie nie wpływa na pokrycie kosztu akcji).
Ważne jest również to, że podczas trwania akcji w okolicy było spokojnie. Gdyby jednak potrzeba było interwencji strażaków, pojawiłby się niemały problem.